Biga

Zazwyczaj każdy szanujący się introligator zanim wygnie kartkę, użyje do tego kostki introligatorskiej. Przyciskając wyprofilowanym jak nóż kawałkiem kości, zrobi ślad na papierze. Wtedy kartka wygnie się dokładnie w tym miejscu, w którym pozostał ślad.

Takie szpejo używane od wieków potrafi mieć swoje wady. Czasem coś nie pyknie albo pyknie, ale nie tak jak trzeba i linia się zbadziewi, bo ruszyła się linijka. Innym razem na papierze mogą zostać ślady pofalowań, przypominające rybie ości.

Teść postanowił, że wymieni w domu balustradę na balkonie. Teraz będzie z nierdzewki. Zapytał mnie, czy nie chcę profili zamkniętych, bo chce się ich pozbyć. Spadło mi to jak z nieba, bo akurat byłem w trakcie konstruowania maszyny do zaginania kartek! Potrzebowałem narzędzia przypominającego prasę i gilotynę, czyli bigownicę. Chodziło o jedno uderzenie w papier, które na całej długości zrobi idealnie takie samo wgniecenie. To nie wszystko, bo moje ustrojstwo miało zagniatać kartki grubości nawet dwóch milimetrów. Założyłem, że od jednego strzału ma to robić na odcinku jednego metra i ani milimetra mniej. Pojechałem do firmy, która sprzedaje porządne szwedzkie noże do wykrojników i bigi. To jest coś podobnego do taśmy z bardzo twardej stali, która do wykrojników jest ostrzona, do bigowania – zaokrąglana. Później składa się taką ostro-tępą kombinację i pyk! Z jednego walnięcia po uderzeniu w kartony z maszyny wyskakuje skomplikowane opakowanie na Rafaello.– To pan chce bigować na metrowym kawałku?

– Tak.– Nic panu z tego nie wyjdzie. Niech pan zapomni.– Może jednak?– OK. Ma pan tu metr bigi do testów. Jak się uda, to nie zapłaci pan za następny. Dostanie pan od firmy w gratisie.

Profile przed domem zaczynały rdzewieć. Rysunek z wymiarami. Cięcie. Szlifowanie. Spawanie. Wymyśliłem sobie, że najważniejsze będzie przeniesienie ciężaru na dwa elementy napierające i dwa takie same, od których będzie się zaczynało napieranie. Najwięcej profili poszło na podpory w kształcie litery V, a wyszedł z tego rząd przypominający dziecięcy szlaczek złożony z VVVVV. Po zespawaniu i przeszlifowaniu pozostało zamocowanie listwy odbierającej nacisk –kontrbigi– i tego, co napiera – bigi. Ale teraz najważniejszy element układanki. Coś musi napierać. W głowie od samego początku miałem przeznaczony do tego podnośnik samochodowy. Porządny, z Toyoty (A co mi tam? „Sztuka wymaga poświęceń”). Osadziłem w konstrukcji. I kręcę tak jak przy wymianie koła w samochodzie. W duchu myślę: „idzie!”. Będzie dobrze. Sprawdzam po odkręceniu. Czyli tak jak przy opuszczaniu auta po wymienionym kole. Porażka! Na papierze zostało coś, co przypomina „ducha” bigi. Na dodatek tylko w środku. Sam podnośnik zrobił się tak koślawy, że nadawał się tylko na złom. Od mechanika samochodowego odkupiłem podnośnik, ale do busa. Skręciłem z moją konstrukcją. Efekt podobny. Załamka. Odwiedziłem znajomego ślusarza z kołem zamachowym. Takie koła dawniej sterczały obok studni. Dzisiaj można je ustrzelić na złomowiskach, rzecz jasna przy odrobinie szczęścia. W środek włożyliśmy śrubę trapezową, czyli taką, jaka jest często używana do pras. Jeszcze wygodna rączka. I jazda! Pierwsze tłoczenie… Wysłałem facetowi zdjęcie idealnie wytłoczonego wgniecenia na długości całego metra. „OK. Szacun. Ma pan u mnie bigę w gratisie”. Tylko, Wantuch, po co się tak spinasz? Po co ci taka machineria? Ano po to, że jak robię prezenty dla VIP-ów ze zdjęć z Krakowa, to nie wyobrażam sobie oddawania ich w krzywo wygiętych, papierowych koszulkach. Wojewoda, prezydent, rektorzy czy różni prezesi. Gdy wręczam to w telewizorni innym VIP-om, nie muszą wiedzieć, że zrobiłem to w garażowych warunkach. Ostatnio zastanawiałem się, czy mi ta bigownica nie graci w pracowni. No nie, bo przybywa mi fajnych monotypii na papierze i szkiców z gołymi babami. Jak je mogę puszczać w świat… tak bez koszulki?

utworzony post 71

Powiązany post

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

powrót do góry