Pierwsi artyści jako narzędzia do naniesienia swoich rysunków na ścianę jaskini użyli węgla drzewnego. Nie byłoby węgla, gdyby nie ognisko. Gdyby nie ognisko, prehistoryczni twórcy nie widzieliby, co tym węglem rysują.
Od kiedy rysuję, zawsze ogromną frajdę sprawia mi nakładanie węgla i manipulowanie nim. Węgiel potrafi wydobyć z siebie nieporównywalną skalę szarości – od czystych świateł po głębokie aksamitne czernie. Gdy usunąć z niego wypalony rdzeń, ton czerni potrafi stać się jeszcze głębszy. Węgiel pocięty w kwadratowe albo okrągłe klocki, zwykłe wypalone gałęzie czy gałązki i witki, węgiel prasowany w postaci wkładu do ołówków, popularnych ,,kubusiów” (tych grubych, pstrykanych), czy też w drewnianej oprawie, który można temperować jak tradycyjne kredki – a to jeszcze nie cały wachlarz dający w pracowni spory zestaw możliwości.
Węgiel sypki nadaje się nie tylko do prószenia płócienną sakiewką. Można go nakładać takżesuchym pędzlem, kosmetyczną pacynką, bloczkami z gąbki silikonowej albo lateksowej. Równie dobrze radzi sobie jako pigment po utarciu z olejem lnianym, kiedy zamienia się w pełnoprawną farbę olejną. Po nałożeniu można go rozcierać dowolnie: palcami, dłonią, pędzlem, szmatką, wiszerem, blenderem, pacynką czy patyczkiem kosmetycznym, ręcznikiem papierowym albo zwykłą chusteczką higieniczną czy czymkolwiek, co masz akurat pod ręką.
Modelowanie światłocienia w najdelikatniejszych walorach gumką chlebową dopiero się zaczyna, ponieważ oprócz sporego arsenału gum w bloczkach można też użyć elektrycznych czy precyzyjnych japońskich gumek zero lub innych, takich na pstrykane wkłady, albo gumek do mazania osadzonych w drewnie jak grafit w kredce.
Te współczesne nowinki dały jaskiniowej technologii nowe możliwości i nie pozwalają się z nią nudzić. Od kilku lat jest dostępny węgiel w płynie, ze spoiwem rozcieńczanym wodą.
Od jakiegoś czasu zatapiam kawałki węgla drzewnego w oleju lnianym i takim właśnie – przetrzymanym przynajmniej przez noc – zabieram się do roboty. Podmalówka do tej pracy została zrobiona węglem olejowanym i pędzlem, palcem, dłonią i wszystkim, co tylko miałem pod ręką. Praca była wolna od jakichkolwiek śmierdzideł, w powietrzu czuć było jedynie delikatny i sympatyczny zapach oleju lnianego.
Olej po wyschnięciu staje się matowy. Powłoka międzywarstwowa, końcowa czy olejowanie fajnie nasyca tonację, przywracając jej walor przed zmatowieniem.