.

Galernicy i oprawcy

To zawsze było dla mnie frustrujące, a czasem nawet trafiał mnie szlag. Wystawy…
Znajdziesz fajny profil ramy, a potem wystarczy jedna wystawa, na której nie jesteś obecny przy montażu i demontażu, i ramy nadają się już tylko na przemiał.
Jak nie osłonisz zawieszek, to na bank kolejna rama zaliczy „pazury zaniedbań i bezmyślności”. I będzie dobrze, jeśli przy okazji nie dostanie się sąsiedniemu obrazowi, bo przecież stałym elementem wielu wystaw jest domino.

Czyli… – zanim zaczniemy wieszać, to koniecznie poukładajmy je, o, najlepiej tutaj, w rogu galerii, tak pod lekkim kątem, żeby nie rymsnęły!

I tak oto mamy wszystkie prace oparte jedna o drugą jak klocki domina, a pazury zawieszek odciskają się na ramach.

Wiedziałem, czego nie chcę, i ciągle próbowałem sobie z tym problemem poradzić. Dobierałem profile ram i ich wymiary, zmieniałem mocowania i odstępy między nimi. Ślusarzom zlecałem do wykonania różne prototypy zawieszek. Sprawdzałem deski krajowe i deski egzotyczne. Testowałem rozmaite wykończenia, patynowania, powłoki, nawet podkreślające strukturę słoja szczotkowanie i piaskowanie. Także rodzaje połączeń – czopowania, klejenia i skręcania. Do zabezpieczenia narożników ram zamawiałem specjalne kątowniki wycinane na CNC.

Mijał tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. Byłem coraz bardziej wyspecjalizowany, a przy tym coraz bardziej sfrustrowany, bo to ciągle nie było to, czego szukałem.
W międzyczasie zamówiłem płyty cementowe na podobrazia. Gdy w końcu przyszły, okazało się, że każdą ramę, którą zrobiłem wcześniej, mogłem sobie roztrzaskać o kant stołu, bo żadna nie nadawała się do oprawy płyty cementowej. Wpadłem wtedy na pomysł, żeby do takiego podobrazia zrobić ramę z kątowników stalowych.

Na początek wykombinowałem, żeby podkleić cementową płytę listwami z mocnej wodoodpornej sklejki. Klej musiał być trwały. Użyłem zatem kleju, którego używa się do budowy domów. Posiada atest, a to jednak coś znaczy… Kanty podklejonych listew potraktowałem specjalnie po to kupioną frezarką krawędziową i przestałem wreszcie wydłubywać z palców drzazgi, z którymi męczyłem się zawsze po przenoszeniu takiego podobrazia. Ramę ze stalowych kątowników zamocowałem do listew z tyłu podobrazia, tak aby nie zasłaniała lica ani bocznych krawędzi obrazu.

Kielichy spaxów chowają się w wygzymkowanych gniazdach, więc nie daję im szansy na rysowanie czegokolwiek. Oprawcy często fundują galernikom badziewny system zawieszek. Nie przewidują ani ciężaru, ani różnorodności mocowań w galeriach. Nic mi się nie sprawdziło. Ale gdy wyszperałem wiertło do meblowych zawiasów puszkowych, okazało się, że po zrobieniu gniazda i zamontowaniu kątownika uzyskałem rewelacyjny duet!

Teraz każda praca jest zawieszana na pewniaka w rogach. To ważne, bo tak najlepiej ciężar obrazu przenosi się na systemy mocujące. Teraz za udźwignięcie ciężaru odpowiada rama z kątownika. Czyli trzymilimetrowa stal!

Surowy stalowy kątownik to również rdza, ale i ona bardzo mi się spodobała. Polubiłem ją jeszcze bardziej, gdy znalazłem bezbarwny lakier do stosowania na rdzę. Rudawo-brązowo-żółte wtrącenia zostają utrwalone i, co ważne, kiedy chwytam ramę z obrazem, niczego sobie nie brudzę.

Jeszcze nie minął rok od pierwszej wystawy, a już sprawdziłem je na czterech innych w czterech różnych galeriach – w Warszawie, Świdnicy, Kołobrzegu i Koszalinie. Mam teraz pewność, że galernik musiałby zadać sobie sporo trudu, żeby te ramy zniszczyć. Żadnego z nich, rzecz jasna, nie podejrzewam, żeby chciał to zrobić, bo to dobrzy ludzie są.

utworzony post 68

Powiązany post

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

powrót do góry