.

Kamień wawelski – ASP

Profesor wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki złożone na sześcioro dwie kartki formatu A4. Poprawił okulary, odchrząknął i zaczął czytać:  Recenzja pracy dyplomowej Wacława Wantucha z pracowni  prof. Józefa Sękowskiego. Tytuł pracy pisemnej: „CZAKRAM WAWELSKI? Recenzja w formie listu”.

Wielka sala w krakowskiej ASP wypełniła się nie tylko kadrą i studentami, ale też licznymi widzami z teatru. Dziekan przywitał oficjalnie gości przybyłych na obronę teoretycznej części pracy dyplomowej studenta Wydziału Rzeźby, po czym poprosił o przeczytanie recenzji pracy pisemnej. – Zapraszam, głos ma profesor Antoni Porczak.

„Drogi Wacku! Z objętości dzieła, które przedłożyłeś do recenzji, wnioskuję, że jest o czymś ważnym. Już za samą objętość możesz być wpisany do wydziałowego Guinessa. Wierzę Ci na słowo, że w tej pracy nie ma Twojego komentarza. Zebrałeś myśli cudze, ale autoryzowane, jest to metoda uczciwa – inni przepisują cudze myśli bez cytatu i nazywają to autoreferatem. Tytuł Twojej pracy nic mi nie »mówi«, a ile razy przejeżdżam koło Wawelu (mieszkam na Osiedlu Podwawelskim), za każdym razem odwracam głowę, żeby nie patrzeć na to wzgórze. Jestem ahistoryczny od urodzenia, a »lodówka kultury« (to chyba określenie Malraux) mimo dezodorantów pachnie nie dla mnie. Forma Twojej pracy bardzo mi odpowiada, cechuje ją ten rodzaj otwartości na skojarzenia, który zostawia »czytelnikowi« szerokie możliwości interpretacji własnej. W tym sposobie liczy się bardziej kontekst niż przesłanie autora. W sztukach plastycznych można by szukać analogii z formą collage’u, w dziennikarstwie z reportażem, a w literaturze pięknej powołałbym się na dzieło Julio Cortázara »Gra w klasy«. Jest w zasadzie obojętne, według jakiego porządku pogrupowałeś teksty. Ważne jest, że Ty to zrobiłeś. W sztuce liczą się bardzo dwie rzeczy: nazwisko i coś, co je poprzedza – talent do czynienia rzeczy wyjątkowych. W rezultacie recenzja pracy dyplomowej jest opinią o osobie studenta. Chciałbym bardzo, aby wszelkie Twoje zalety zostały docenione, zarówno talent, jak też pracowitość, dociekliwość, uporczywość, przekora i niekonwencjonalność. W chwili, kiedy to piszę, nie wiem, co pokażesz jako pracę z rzeźby, ale już za samą pracę pisemną będę wnioskował o wyróżnienie. Czynię to z przekonaniem, choć pracy tej w ogóle nie czytałem. W ogóle nie znam tekstu poza tytułami rozdziałów. Jestem jednak pewien, że jego znajomość nie zmieniłaby mojej dobrej opinii o Tobie. Daję Ci do wyboru kilka wariantów odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie czytałem tekstu: a) jestem leniwy, b) nie miałem czasu, c) moje siwe oczy nie wytrzymują już połykania tego czarnego »maczku«, jak mówił Marshal McLuhan, mają dość gonienia po tych liniach tam i z powrotem i kartka za kartką, zsuwania się w dół od lewej do prawej jak odkurzacz myśli. Oczywiście zgadzam się: istnieją czynniki pozaracjonalne i są one ważne tak w życiu, jak i w sztuce. Nie jest mi również obca literatura typu »Życie po życiu« czy teksty wawelologa Zbigniewa Święcha, np. »Klątwy, mikroby i uczeni« czy »Szkatuła z odkryciami«, ale najważniejsze w Twojej pracy to nie strony »czarnego maczku«, a idea sama – pomysł, globalność myślenia o zjawiskach, rozmach i prezentacja nowych rejonów naszej wrażliwości. Patrzę na Twoją pracę – leży na stole przede mną, ma czerwony, grzebieniowaty grzbiet. Okładka w kolorze kawy z mlekiem – na niej dwa wyrazy z pytajnikiem, w środku białe kartki z czarnym tekstem – biały ser z czarnym kawiorem, Apolloniusz z Tiany, radiesteci, fizycy. Mam poczucie, że to wszystko razem jest ważne, że to strawa królewska, wyjątkowa, niekonwencjonalna. Jak mawiał Puchatek: im bardziej jej nie czytam, tym większe jest moje przekonanie o jej wartości. Mam dreszcze, kiedy wyobrażam sobie, że ją czytam albo że zwiedzam Wawel, albo że jakiś kamień ma wpływ na mnie – jest to oddziaływanie twórcze. Muszę przełamywać moje uprzedzenia, przyzwyczajenia – być może, że jeszcze się rozwinę, a wtedy połknę cały ten maczek, którym dziś mnie częstujesz. Mam nadzieję, że nie odmówisz mi prawa do napisania recenzji przed przeczytaniem tej Twojej pracy. Życzę Ci powodzenia w twórczości i życiu osobistym! Antoni Porczak”.

W sali zapanowała cisza, którą z obowiązku przerwał osłupiały dziekan. – No dobrze, w takim razie czy można poprosić o egzemplarz tej pracy pisemnej, skoro profesor nie czytał? – Niestety, zostawiłem w domu. – Hmm, no to zapytamy studenta, gdzie jest drugi egzemplarz tej pracy. – No, zostawiłem w sekretariacie jako kopię dla pana dziekana… – Jest wieczór, więc nie dostaniemy się do sekretariatu.

Dziekan, wyraźnie poirytowany, rzuca w stronę sali retoryczne pytanie: – A czy ktokolwiek czytał albo widział tę pracę? Po chwili ciszy wstaje jakby wywołany do tablicy facet w średnim wieku, pod wąsem, i niskim głosem mówi: – Ta praca jest teraz w sejfie wydawnictwa, bo za dwa dni idzie do druku. Będzie wydana jako książka pod tytułem „Kamień wawelski”.

Dziekan nabrał już powietrza, żeby coś powiedzieć, gdy odezwał się jeden z profesorów, który nie przepadał za moim recenzentem. Zaczęła się tak gorąca wymiana zdań w gronie profesorów, do której dołączali kolejni dyskutanci, że w pewnym momencie na oczach pełnej sali dziekan musiał najbardziej zagorzałych rozmówców wyprosić na korytarz. Po chwili szacowne grono profesorskie wróciło na salę, ale nie pamiętam, co było dalej, bo po kobyle, jaka mi zeszła z pleców po inscenizacji w Teatrze Słowackiego, było mi wsio ryba, co będą mieli do powiedzenia. Czekałem tylko, żeby znalazł się jakiś „woźny”, który odgwiżdże koniec, bo cała sytuacja przypominała bis dopisany do tamtej inscenizacji.

utworzony post 68

Powiązany post

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

powrót do góry